Kiedy słyszę hasło – ojciec jest jeszcze młody (niestety pojawia się ono coraz rzadziej i od coraz starszych komentatorów), to zwykle odpowiadam ze śmiechem, że to jedyna wada, z której chcąc, nie chcąc, poprawiam się każdego dnia. I traktuję to jak wydarzenie zabawne, które w żaden sposób nie budzi we mnie oporu.
Ale kiedy ktoś traktuje mnie jak dziecko? Kiedy lekceważy całe moje życiowe doświadczenie, zdolność logicznego myślenia, kwestionuje ten fragment wiedzy o świecie, którą posiadam, sugerując że jestem za młody, żeby cokolwiek wiedzieć… Tego nie lubi chyba nikt i budzi to w nas słuszny opór, bo wyczuwamy w tym jakiś brak szacunku (a dzieci, według niektórych, na taki „życiowy” szacunek jeszcze sobie nie zasłużyły).
Ale kiedy Jezus mówi do uczniów „dzieci”, wyczuwa się w tym ogromnie dużo czułości, łagodności, delikatnej miłości, której oni w tym czasie najbardziej potrzebują. Jego boskość i doskonałe człowieczeństwo pozwalają Mu traktować nas serdecznie, ale bez pobłażliwości. Nie ma w Nim cienia lekceważącego „a nie mówiłem?” Nie ma „taniego usprawiedliwiania”, ani emocjonalnego szantażu w stylu – „zobacz do czego mnie doprowadziłeś?” Jest czysta, dobra, nieodwołalna i konsekwentna miłość. Do dzieci – z niej zrodzonych.
o. Michał Nowak OFM Conv
Source: czytanie